Blaski i cienie zawodów sylwetkowych

Blaski i cienie zawodów sylwetkowych" czyli jak to wyglądało od "mojej" strony dla Magazyn Strefa Trenera.

Cały magazyn dostępny on-line
https://issuu.com/fit_biz/docs/mst_03_2016

- Wszyscy, którzy podejmują decyzję o startach w sportach sylwetkowych, wiedzą, że ich droga do sukcesu z pewnością nie będzie łatwa. Piękne ciało to tylko jedna strona medalu, po drugiej kryją się godziny ciężkich treningów na siłowni, nienaganna dieta, upór, konsekwencja oraz ogromna siła walki. Byłem tego świado­my, dlatego o pierwszej próbie własnych sił na scenie zdecydowa­łem już półtora roku przed debiutanckim wyjściem

Ciało nie zmienia się z dnia na dzień, więc stopniowo opracowy­wałem i wypełniałem zamierzone cele. Mimo że z siłownią byłem związany ponad dziewięć lat, nigdy wcześniej nie myślałem o so­bie jak o zawodniku prezentującym swoje ciało na scenie, a wręcz przeciwnie - byłem przerażony, myśląc o sobie stojącym przed pu­blicznością w skąpych, sportowych slipach. Wszystko uległo zmia­nie, gdy w jednej chwili otrzymałem ogromną dawkę motywacji od mojego trenera który dał mi wiarę we własne możliwości i po­stawił jasny cel - zawody! Wyobrażenia nie byty już tak przerażają­ce, a „pudełkowa" dieta z dnia na dzień stała się czymś normalnym Treningi, mimo że były mocno zakorzenione w moim życiu, teraz były cięższe i bardziej wymagające. Codzienne życie przybrało zu­pełnie inny kształt. Kompletnie nierozumiany przez bliskich, często słyszałem: „zjedz, to tylko jeden kawałek ciasta", albo „to tylko jeden obiad". Musiałem zacząć unikać rodzinnych spotkań, urodzin czy imienin, byle nie zaprzepaścić efektów diety i treningów Przez co­raz bardziej wyczerpujące treningi miałem mniej siły i ochoty na to, by spotkać się z przyjaciółmi, bo przecież już jutro kolejny trening, więc nie mogłem zarwać nocy dla przyjemności, kiedy przede mną postawiony cel. Regeneracja ponad wszystko! Kiedy przygo­towania do zawodów weszły w decydujący etap, musiałem zwięk­szyć liczbę treningów cardio do dwóch godzin dziennie. Żeby to wykonać, wstawałem o 5.15 rano i przed pracą robiłem pierwszy trening. Po ośmiu godzinach pracy jechałem bezpośrednio na tre­ning siłowy. Potem kolejne obowiązki i następny trening - 60 min cardio. W tym czasie nie przesadzę, jeśli napiszę, że czułem się jak zombie Każdy dzień wyglądał praktycznie tak samo Trening car­dio, praca, trening siłowy, treningi personalne, trening cardio i szy­kowanie posiłków na dzień kolejny. Tak wyglądały dwa miesiące przed moim pierwszym startem na debiutach w Gdańsku. Niska podaż kalorii i duży wysiłek fizyczny powodowały coraz gorsze sa­mopoczucie, a treningi, które wcześniej byty przyjemnością, zmie­niły się w koszmarny obowiązek. W rezultacie z równowagi mogły wyprowadzić mnie nawet najmniejsze błahostki, a stres związany z przygotowaniami powodował brak mojego zadowolenia z osią­gniętych wyników sylwetkowych. Dosłownie na palcach odlicza­łem dni do ostatniego treningu przed zawodami, aby tylko odpo­cząć. W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień, do którego przygotowywałem się ponad 1,5 roku. Emocje były niesamowite, ale po zejściu ze sceny spłynęła na mnie euforia, radość i nagle całe zmęczenie gdzieś uleciało. Miłe słowa od znajomych i obcych lu­dzi, zdjęcia z rodziną przyjaciółmi. Wszystkie te małe rzeczy, które tak naprawdę trwały tylko chwilę w porównaniu z przygotowania­mi, spowodowały, że byłem szczęśliwy i dumny z siebie, że udało mi się przez to wszystko przejść. Mimo że nie osiągnąłem wyso­kiego miejsca, to samo wyjście na scenę spowodowało, że ciężki okres przygotowań nie wydawał się tak straszny i co najważniejsze - był tego wart. Ten sport to jak walka samotnego wojownika prze­ciwko niezliczonym wrogom. Tu nie ma „pomocnika", który zrobi za nas ostatnie powtórzenie, „ochroniarza", który obroni nas przed pokusami dietetycznymi, czy „napastnika", który pójdzie za nas na trening i odwali najcięższą robotę. W tym sporcie jesteśmy skazani na siebie.

Instagram

           

Wszystkie prawa zastrzeżone www.fitheroes.pl
projekt i wykonanie: